piątek, 17 lutego 2017

Improwizowana wysyłka za ocean - jak nie pakować obrazu?

Walka z uroczym obrazem dla klienta ze Stanów Zjednoczonych była dla mnie dość moznolna i niezwykle rozwleczona w czasie, jak większość rzeczy które robię, ale koniec końców, udało mi się dotrzeć do finału zlecenia.

Wysyłka, etap ostatni ale kluczowy dla sukcesu całej sprawy. Od zabezpieczenia zależy czy obraz przetrwa podróż w kontenerze pocztowym i dotrze do miejsca docelowego w całości.



Zacząłem od skompletowania sprzętu: Solidnej teczki kartonowej jako głównej warstwy ochronnej, sześć metró folii bąbelkowej, brązowy papier, czarna folia typu stretch (czemu czarna? O tym za chwilę), do tego blejtram który posłuży za swoiste rusztowanie i wzmocnienie konstrukcyjne metrowej pracy oraz oczywiście sam obraz, podstawowe narzędzia i kilka rodzajów taśmy klejącej.





Przed wysyłką postanowiłem dodatkowo ochronić obraz dwiema warstwami werniksu damarowego w odstępie kilku godzin, dając obrazowi wyschnąć przez noc. Nie jest to optymalne rozwiązanie dla farb akrylowych, ale nadaje się do tego zadania a połysk jaki nadał w miły sposób wzmocnił nieco zgaszone kolory akrylu.

Jeśli nie zrobiłeś zdjęć swojego obrazu, zrób to przed zabezpieczeniem werniksem. Nawet matowy tworzy refleksy światła i sprawi, że robienie fotografii będzie trudne i wymagające wielu prób i poprawek.



Po wyschnięciu werniksu (warto dać mu przynajmniej 12 godzin chociaż niektóre źródła sugerują jeszcze dłuższy czas i upewnić się że jest suchy przed dalszymi działaniami) nałożyłem podstawową warstwę ochronną na obraz w postaci czarnej folii. Sprawi ona że warstwa malarska nie będzie miała bezpośredniego kontaktu z kolejnymi zabezpieczeniami i nie zostanie przez nie uszkodzona. Nie udało mi się napiąć folii porządnie z braku miejsca, ale spełnia swoje zadanie. Dlaczego wybrałem czarną folię zamiast popularniejszej przeźroczystej? Poza tym, że jest ponoć mocniejsza, do ostatniej chwili ukryje sam obraz przed oczami rozpakowującego ;)



Kolejnym etapem było przykrycie obrazu jedną warstwą folii bąbelkowej by jeszcze bardziej odizolować obraz od sztywnej blejtramy konstrukcyjnej. Do utrzymania jej w miejscu użyłem taśmy papierowej, a gdy wszystko było gotowe, porządnie zakleiłem wszystko taśmą pakową.



Od strony warstwy malarskiej umieściłem warstwę kartonu.



Następnie przymocowałem tym samym rodzajem taśmy blejtram nośny do tylnej strony zapakowanego obrazu. Niestety, jest nieco niższy od obrazu, ale nie miałem nic innego pod ręką. Mam nadzieję że i tak pomoże paczce przetrwać w całości.



Tę konstrukcję owinąłem brązowym papierem, zakleiłem i przykryłem kolejną porcją folii bąbelkowej.



Następnie przyszedł czas na zewnętrzną warstwę ochronną w postaci teczki kartonowej. Jest to najsolidniejszy kawałek kartonu w odpowiednim rozmiarze jaki miałem pod ręką a wymiar był w tym przypadku kluczowy, o czym za chwilę.





Teczka sklejona, z dodatkową warstwą folii bąbelkowej w środku, do tego wszystko sztywno się trzyma i nic nie lata, mimo luzów z poprzednich punktów. Sukces?



Trudno jeszcze powiedzieć, ponieważ najdłuższy bok paczki wyniósł w tym momencie około 102, 103 centymetry. Według pocztowych norm, do USA mogą wyjechać paczki z najdłuższym bokiem do 105 centymetrów... w tym momencie nie miałem w ogóle pojęcia czy paczka zostanie przyjęta.



Do ochrony głównego kartonu przed wilgocią użyłem kolejnej warstwy folii. Tym razem udało mi się to zrobić ciaśniej.




Ostateczna warstwa czyli zwyczajny papier pakowy, dobrze zaklejony i relatywnie trudny do przypadkowego zerwania, wzmocniony oczywiście taśmą. Zakładam że może się uszkodzić w podróży, mam nadzieję że tak nie będzie.



Następnego dnia wykonałem improwizowany (jak wszystko w tym projekcie) uchwyt ułatwiający przeniesienie tego klamota do urzędu pocztowego, gdzie wypełniłem druczek (za pierwszym razem z błędem) i poczekałem na werdykt pani w okienku.



Pamiętałem że maksymalna długość najdłuższego boku nie może wynosić więcej niż 1.05 metra, ale pominąłem inny istotny fakt. Maksymalna suma długości, wysokości i szerogości nie może wynieść więcej niż... 2 metry. W przypadku tak grubo zapakowanej paczki, z płótnem o formacie 100x80 centymetrów w środku zacząłem się poważnie niepokoić podczas procesu mierzenia, do którego o pomoc pani w okienku poprosiła koleżankę. Ze względu na to że do idealnego prostopadłościanu było paczce daleko sprawa nie była jasna aż do ostatniej chwili.

Wyszło w sumie 197 centymetrów, 3 centymetry poniżej normy.




Wnioski? Jest to całkiem ekonomiczna opcja wysyłki, zapłaciłem zaledwie powyżej stu złotych (niecałe dwieście, gdybym zdecydował się na priorytet), ale mimo to nie zdecyduję się więcej na tę usługę w wypadku większego obrazu. Akceptacja zlecenia nie była bardzo przemyślana i o włos musiałbym poważnie zmienić plany (oczywiście sprawdziłem wtedy normy rozmiarów), do tego jestem bardzo niepewny jeśli chodzi o bezpieczeństwo przesyłki. Od tej pory będę brał pod uwagę komplikacje transportowe, wysyłając raczej rysunki w tubach i mniejsze, łatwiejsze do zapakowania obrazy dopóki nie staną się opłacalne usługi kurierów lotniczych. Na tę chwilę taka przesyłka wyniosłaby od kilkuset, do ponad tysiąca złotych.

środa, 15 lutego 2017

Proces powstawania autoportetu + test statywu

Postanowiłem uwiecznić pracę nad ostatnim obrazem jako kolejną ciekawostkę na blog, ponadto była to okazja by po raz pierwszy użyć statywu, który dotarł zaledwie kilka dni temu. Wnioski? Dokładne zwymiarowanie szkicu pomaga - sam przez bardzo ogólną podmalówkę musiałem zrobić to drugi raz a i tak jest koślawo. Drugi wniosek - statyw zachowa swoją pozycję, jeśli nie będzie kopany od tyłu przy odejściu.



Ponadto przydałoby się robienie zdjęć w regularnych odcinkach czasu. Raz, będzie wiadomo bardziej wyraźnie jaki etap jest wyraźnie dłuższy, a jaki nie, dwa - będzie pomocą przy szacowaniu czasu pracy nad kolejnymi obrazami. Niestety, aparat nie ma funkcji robienia zdjęć co określony okres albo muszę jeszcze zajrzeć do instrukcji.

Efekt finalny